Organizatorzy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej we Włoszczowie: (od lewej) Tomasz Jańczak, Tomasz Kultys, Sylwia Murzynowska, Andrzej Kaczmarski, Monika Kaczmarska, ksiądz Zygmunt Pawlik, Piotr Strużykowski (fot. archiwum prywatne).

Ekstremalna Droga Krzyżowa z Włoszczowy do Piekoszowa odwołana. Nie odbyła się 3 kwietnia

3 kwietnia, na tydzień przed Wielkim Piątkiem z włoszczowskiego rynku miała wyruszyć do Piekoszowa Ekstremalna Droga Krzyżowa (EDK). Jednak nie odbędzie się z powodu epidemii. Organizatorzy zapraszają do duchowego przeżywania tego wydarzenia.

EDK to droga krzyżowa w charakterze nocnego marszu na odcinku minimum 40 kilometrów, w której uczestnicy indywidualnie lub w małych grupach przemierzają w ciszy wyznaczony szlak. Stacjami są wyznaczone figurki lub krzyże przydrożne.

Uczestnicy takiej pielgrzymki posiadają przy sobie jedynie minimalną ilość prowiantu, latarkę, a także otrzymany od zespołu organizatorów pakiet z rozważaniami, mapę oraz współrzędne trasy GPS. Każdy zaopatruje się także w samodzielnie wykonany mały krzyż, który niesie ze sobą jako symbol. Wszystko po to, aby maksymalnym poświęceniem oddać się Bogu, przekraczając granice własnych możliwości.

Inicjatorem pierwszego takiego przedsięwzięcia we Włoszczowie jest Piotr Strużykowski. W sztabie organizatorów jest między innymi dziekan dekanatu, ksiądz prałat Zygmunt Pawlik.

EDK to jest taka droga krzyżowa, w której docierasz do granic swoich możliwości, w czasie której wszystkie twoje wyobrażenia o sile, wytrzymałości padają i to wtedy przychodzi łaska, wtedy dokonuje się przewartościowanie w sercu twoich paradygmatów. Dzieje się tak, bo doświadczasz żywego Boga który mówi ci: Ja ci pomogę. I jakimś cudem nagle się okazuje, że dajesz radę – opowiada o idei tego przedsięwzięcia Piotr Strużykowski.

Czym jest Ekstremalna Droga Krzyżowa wie doskonale też Tomasz Kultys z Dankowa Małego, który już brał w niej udział.

Pierwszy raz w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej uczestniczyłem w 2017 roku na trasie Puławy-Wąwolnica w województwie lubelskim. Całkowita długość szlaku wynosiła 42 kilometry. Nie była to jednak zwykła droga z punktu A do punktu B, lecz utrudniony szlak pośród wąwozów lessowych, wzgórz, dolin, przemierzany w błocie, deszczu. Trasę tą przeszedłem w ponad osiem godzin – opowiada mieszkaniec gminy Włoszczowa.

Tydzień później, idąc „za ciosem” pan Tomasz postanowił zrobić coś bardziej ekstremalnego.

Wyznaczyłem sobie na mapie trasę z Włoszczowy do Częstochowy jedną z najkrótszych tras biegnących przez lasy i pola. Dystans wynosił około 65 kilometrów. Ponieważ nie było chętnych, więc w Wielki Piątek wyzwanie podjąłem sam, wychodząc z domu po godzinie 19. W plecaku oczywiście mały krzyż, termos, butelka wody, trochę jedzenia, telefon z GPS i konieczny powerbank. Pomimo problemów ze zdrowiem przyrzekłem sobie, że jeśli nie dojdę, to tylko dlatego, że będą musieli mnie odwieźć karetką… – wspomina Tomasz Kultys.

Na Jasną Górę dotarłem w sobotę rano o godzinie 9.30, a ostatnie 20 kilometrów pamiętam jako jedno wielkie cierpienie. Wchodząc do Częstochowy miałem tak spuchnięte nogi, że musiałem zdjąć buty. Idąc tak kilkaset metrów po asfalcie zostawiałem tylko po sobie mokre ślady stóp… – relacjonuje.

Co daje udział w takiej niezwykłej drodze krzyżowej?

Tomasz Kultys – jeden z organizatorów

Idąc w taką drogę w niezwykły sposób hartujemy swojego ducha. Dłużąca się trasa sprzyja głębokiej refleksji, zastanowieniu, co można w swoim życiu zmienić dla Boga i jak być lepszym. Po ciągnących się kilometrach przemierzanych z niewyobrażalnie bolącymi nogami, o pustym żołądku wszystko wygląda już zupełnie inaczej. Na każdy największy problem patrzy się po prostu łatwiej.

Rafał Banaszek

UDOSTĘPNIJ