Do końca września ma być gotowy plan naprawczy włoszczowskiego szpitala, którego zadłużenie wynosi obecnie 37 milionów złotych. Radni przeciwnych obozów znów wypominają sobie zaniedbania i szukają winnego.
Radni powiatu wrócili do pracy po wakacjach i od razu wróciła sprawa szpitala. Dyskusję na ostatniej sesji w starostwie 16 września wywołała informacja o przebiegu wykonania planu finansowego Zespołu Opieki Zdrowotnej za pierwsze półrocze tego roku.
Wynika z niej, że strata za pierwsze 6 miesięcy wyniosła w ZOZ-ie ponad 3,3 miliona złotych. Dyrektor szpitala prognozuje, że do końca roku strata placówki sięgnie 5,8 miliona, w co opozycja nie wierzy i sądzi, że ujemny wynik finansowy będzie dużo wyższy.
Sytuacja finansowa włoszczowskiego ZOZ-u jest cały czas tragiczna, czego nikt tutaj nie ukrywa. Władza powiatu od kilku miesięcy spotyka się z mieszkańcami gmin i sołectw, gdzie informuje ludzi wprost o problemach szpitala.
Nie jest tajemnicą, że zobowiązania finansowe tej placówki wynoszą już 37 milionów złotych, z czego wymagalne 7,4 miliona. To jest kwota zatrważająca – powiedział na ostatniej sesji dyrektor placówki Rafał Krupa.
Były starosta włoszczowski Jerzy Suliga twierdził, że samorząd powiatowy nie udźwignie problemów finansowych szpitala na swoich barkach, jeśli nie będzie wyraźnej pomocy z zewnątrz.
Obecna władza powiatu tłumaczyła, że sytuacja pomału zmienia się w szpitalu. Wypomniano poprzednikom likwidację oddziału ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego, która miała ograniczyć koszty działalności lecznicy i polepszyć jej kondycję, a w rzeczywistości, jak twierdził starosta, stało się inaczej – koszty wzrosły.
Dariusz Czechowski przypomniał też radnym, że w przyszłym roku powiat musi spłacić 5,3 miliona złotych straty rocznej szpitala za 2018 rok, w przeciwnym razie – jak powiedział – placówka zostanie zlikwidowana.
Nigdy w historii powiat włoszczowski nie miał takiej dużej straty do pokrycia za szpital. Nawet miliona nie było – podsumował starosta Czechowski.
/RB/